Poranek we Lwowie

Wciąż w mych snach nieśmiałych

jesteś

wieżami kościołów

                                kamienic otulone

drzemiesz

wśród bukietu swojskiej kresowej

                                                       zieleni

 

budzisz się nieśpiesznie

biczem  dorożkarza

                   prędko poganiane

 

rżeniem koni 

z bezkresu pól

ciasnych uliczek

 

powoli przeciągasz się

wstajesz 

otwieranymi witrynami sklepów

                                                    kramów pstrokatych

jak dama kiedy stroi się w swym buduarze

dobierasz najpiękniejsze barwy rześkiego poranka

 

i już

w swej okazałości

różnorakiej

wśród chust handlarek

pobielanych murów

jarmułek żydowskich

 

możesz przeglądać się

w zwierciadle błękitnego nieba

– które urody

 od zarania dziejów

skrycie Ci zazdrości