biała
zdaje się że krucha
oblana gorącym woskiem
który miarowo
wydostaje się spod niknącego
w płomieniu knota
jaśnieje pośród mroku
odbija rudawe cegły
opasające centrum ciszy
próbuję zbliżyć się do niej
– świecy na drewnianym kandelabrze
ona trwa niewzruszona
ja przychodzę i znikam
zginam kolana
i pozwalam trwać
miłości płomienia
– zbyt rzadko
podobno
tylko zwierzęta uciekają przed ogniem
więc wracam
z nadzieją na zacumowanie