Z serii „Moje hiszpańskie wojaże”…
W poprzedni weekend miałam możliwość odwiedzić Kordobę, kolejne piękne andaluzyjskie miasto z przebogatą historią. Podobnie jak opisywana wcześniej Ronda, również dzieje Kordoby można podzielić na kilka etapów:
🔸rzymski – czego przykładem jest jeden z symboli miasta, Puente Romano (most rzymski),
🔸 arabski – w tym okresie Kordoba przeżywała swoje lata świetności. Była stolicą kalifatu i największym miastem basenu Morza Śródziemnego, z liczbą mieszkańców sięgającą nawet miliona. Stanowiła centrum polityczno-naukowo-kulturalne, a jej bogactwo jest trudne do wyobrażenia nawet teraz: znajdowało się tam około 300 meczetów, 300 łaźni, 20 bibliotek i 17 uczelni wyższych. Dzięki systemowi sztucznego nawadniania Kordoba przypominała wielki ogród, a arabską troskę o wodę widać do tej pory – mniejsze i większe fontanny dodają starej części miasta jeszcze więcej uroku. Symbolem tego etapu dziejów Kordoby jest Mezquita, czyli przebudowany na katedrę monumentalny meczet.
🔸 okres chrześcijański rozpoczyna się w 1236 roku, gdy Kordobę zajął Ferdynand III Kastylijski. Oprócz przebudowy Wielkiego Meczetu, przebudowano także pałac Alcazar, który obecnie nosi nazwę Alkazaru Królów Chrześcijańskich i jest wart zobaczenia chociażby ze względu na piękne ogrody.
Oczywiście, w Kordobie znajdziemy też wiele innych zabytków… Na mnie szczególne wrażenie wywarła dzielnica żydowska, pełna białych, wąskich uliczek.
Nie koniec jednak na tym… co roku w maju w Kordobie odbywa się konkurs na najpiękniejsze patio, a oglądać ukwiecone zakamarki zabytkowych domów można cały rok. A skoro o kwiatach mowa… I znów, jak w przypadku Rondy, doszłam do literackiego wątku. Z Kordoby pochodził bowiem poeta Luis de Góngora y Argote – jeden z najsłynniejszych przedstawicieli europejskiego baroku, który określił swoje rodzinne miasto „kwiatem Hiszpanii”…
Trudno chyba o lepsze określenie i lepszą zachętę, by odwiedzić Kordobę, prawda?